Lecz przez gardło na pewno by mi to nie przeszło :)
Zaczynając od początku....
W ubiegłym roku zrobiłam 6 szt. poidełek dla pszczół. Zrobiłam je z puszek po karmie dla kota, rozcinając, zaginając brzegi, po czym całość malując białą farbą (teraz wiem, że malowanie było zupełnie niepotrzebne).
Docięłam do tego zakupione kiedyś do czegoś patyczki, po czym przybiłam poidełka za pomocą gwoździ z szerokim łebkiem do patyczków. Sprawdziłam, że nic nie przecieka i zadowolona umieściłam je w różnych miejscach na moich rabatkach kwiatowych.
Niestety pszczoły w ubiegłym roku sobie z nich nie skorzystały ponieważ nastały chłody i jesień je przegoniła z moich rabat.
W tym roku poidełka były jak znalazł. Troszkę sfatygowane po przebytej zimie, lecz na szczęście pszczołom to zupełnie nie przeszkadzało :)
Lgną do poidełek w ilościach zatrważających z czego oczywiście bardzo się cieszę.

I tutaj historia mogła by się zakończyć... lecz jest ciąg dalszy...
Wczoraj w tunelu foliowym podwiązując papryki zostałam przypadkowo użądlona przez pszczołę. Nieszczęśliwie padło na serdeczny palec prawej ręki, więc od razu zaczęłam zdejmować z niego obrączkę wiedząc co nastąpi potem. Jeszcze wczoraj spuchły mi konkretnie dwa palce, a dzisiaj jest już spuchnięta cała dłoń i zaczyna mnie już swędzieć wyżej. Swędzenie jest po prostu nie do wytrzymania i naprawdę nie ręczę za siebie czy nie zrobię przez to czegoś nieobliczalnego.
Jeśli do jutra opuchlizna będzie się powiększać a ja np. nie odgryzę sobie ręki to pewnie wyląduję na pogotowiu. Mam nadzieję jednak, że jutro będzie lepiej, a za parę dni nie będzie śladu po całym zdarzeniu:)

Chyba jednak ten incydent nie wpłynie ujemnie na moje relacje z pszczołami. Niestety z marzeniami o ulach chyba muszę się pożegnać :( A szkoda bo ostatnio strasznie mi to chodziło po głowie...
Uffff... lewa ręka daje radę w pisaniu na klawiaturze z resztą czynności jest troszkę gorzej :)))
Buziaki ślę
bZuzia