czwartek, 22 grudnia 2016

Kochani...


Ufff....
Można na chwilkę przysiąść, żeby wyskrobać parę słów :)
Mimo tego, że w tym roku jakimś dziwnym trafem nie mam spinki, że czegoś nie zrobię, z czymś nie zdążę  to i tak cały dzień przy garach :)))
Chyba się ze mną źle dzieje, bo mam (na razie) pełen luz - co będzie to będzie, czego nie będzie to trudno!
Jeśli to oznaka wieku średniego, to śmiało to lajkuję ;)


Ciasteczka upieczone, jedne lepsze, drugie gorsze, a trzecie w ogóle niezjadliwe, które i tak pewnie znikną.
Dobra sąsiadka przytaskała dzisiaj tonę wypieków - Kochana!!! 
Inni znajomi przywieźli swojską kiełbaskę...
Żyć nie umierać z takimi ludźmi :)


 Nadeszła chwila na wirtualne połamanie się opłatkiem.

Życzę Wam spokoju ducha, abyście mogli w pełni cieszyć się wraz z Waszymi rodzinami wspólną chwilą.
Życzę tym, którzy nie mogą albo nie chcą spędzić tej wyjątkowej wieczerzy z bliskimi, by byli szczęśliwi w swoich wyborach i pamiętali, że nic nie trwa wiecznie...
Mam nadzieję, że zarówno dla Was jak i dla mnie ten Wigilijny wieczór będzie jak co roku bardzo wyjątkowy - czego sobie i Wam z całego serca życzę!

bZuzia

czwartek, 8 grudnia 2016

Pewnego razu...


Jeszcze wczoraj było tak! Dzisiaj temp. dodatnia i jest już bleee...
Żyję sobie jak co dzień, czasem lepiej, czasem gorzej. Większych wzlotów czy upadków nie zaliczam, ot taki "constans" ;)
Gdy nagle dostaję maila i... padam... ze śmiechu i z podekscytowania...

Za pozwoleniem-

"Witaj :)
właśnie weszłam na Twój blog i stwierdziłam, że znalazłam "bliźniaczkę" :) Mam na Imię Iwona, ale  wszyscy mówią na mnie Zuza, męża Wojtka i córkę Zuzię :):) a jakby tego było mało - mam też kota Mamrota!!!!!, który wygląda jak twój kot :):)
pozdrawiam Cię serdecznie :):)
Zuza"
Gdyby ktoś się nie orientował to na mnie też tylko mówią Zuzia, mam męża Wojtka, córkę Zuzę i kota Mamrota :)))
W pierwszej chwili myślałam, że to żart ale po dłuższej wymianie maili okazało się, że to wszystko prawda. 
W dodatku nasze Zuzki maja po 7 lat :)

Na szczęście to tyle podobieństw, bo moja "bliźniaczka" ma jeszcze syna, ja syna w tym wieku już raczej mieć nie będę :)

No i taki dzień można śmiało zaliczyć do mega pozytywnych, bo komu jeszcze coś takiego się zdarzyło...!?

U wszystkich widzę już święta za pasem, u mnie jeszcze chwilkę. Zwlekam jakoś w tym roku, jeszcze parę dni zanim zrobi się u nas w domu prawdziwie świątecznie.

Na razie migawki jeszcze mało świąteczne ;)
 
 


W czasie gdy mnie tu nie było powstało wiele rzeczy, lecz jak zwykle niektóre są przedawnione, więc ich w ogóle nie pokażę.
Z tych bardziej bieżących to udało mi się uszyć dwie torby (docelowo na zabawki). Jedna została podarowana na Mikołaja malutkiej Blaneczce, druga została w pokoju Zuzy, gdzie już jest wykorzystana zgodnie z instrukcją.



Tkanina na torby oczywiście z taniej odzieże gdzie to była z niej jakaś poszewka :) Ale bardzo mi się spodobała i znalazłam dla niej inne przeznaczenie.
 
Może za późno na tegoroczne inspiracje, ale może ktoś tutaj zajrzy za rok i wykorzysta pomysł.
Pomysł na kalendarz adwentowy.
Co roku powstaje inny, a w tym o to taki :)

Wcześniejsze Zuziowe kalendarze o tutaj czy tutaj.

Zuzi się podoba, co jest oczywiście najważniejsze!

Na deserek muszę Wam pokazać świeczniki, koło których trochę pochodziłam zanim udało mi się je nabyć. Widać tylko mnie się podobały, co mi bardzo pasuje :)))
Pan na targu staroci okazał się mądrym człowiekiem z którym idzie się dogadać ;)


Świeczniki są mega duże, lipowe i widać na nich ślady czasu, co moim zdaniem jeszcze dodaje im uroku.
No zakochałam się w nich...
:)

Ciągle dostaję sygnały, że za mało mnie na blogu.
Obiecuję poprawę, innej opcji nie ma!

Tym czasem zmykam.
Serdecznie Was Wszystkich pozdrawiam, a w szczególności moją "bliźniaczą" rodzinkę :)

bZuzia

P.S. Mamroń jest lekko zszokowany całą tą historią, bida nie wie co ma o tym wszystkim myśleć ;)


środa, 23 listopada 2016

O laboga! Co to będzie?



Niezaprzeczalnie idzie zima!
Sikorki, sójki a nawet dzięcioł już szukają corocznego wypasu - a tu nawet nie wiadomo czy będzie!!!

Rokrocznie karmniki ustawiam tak, żeby móc obserwować przylatujące na jedzonko ptaki. Jest to więc stałe miejsce na tarasie tuż za oknem. 
Mamrot przejawiał niewielkie zainteresowanie tymi ptaszkami, wolał z parapetu się im przyglądać tak jak my, z tą różnicą tylko, że on na ten widok strasznie mlaskał.
W tym roku pojawiła się u nas kociczka Ziberka, która postarała się o zmianę nazwiska i obecnie zwie się ją Kitką :)
Kitka to zupełnie inny harakterek niż Mamroś... To istne wariactwo!
Nie dość, że rozrabia w domu jak tylko może (podejrzewam, że ona nie śpi jak normalny kot tylko w tym czasie knuje co by tu zbroić), wchodzi na stół i blaty kuchenne jak gdyby nigdy nic - co doprowadza mnie do szewskiej pasji. Mamrotek był pod tym względem bardziej nauczalny i po paru zdjęciach ze stołu, już tam nie wchodził (przynajmniej przy nas). Młoda natomiast ma nas w dalekim poważaniu i wchodzi wszędzie gdzie tylko ma ochotę. 

Kwiatki na parapetach (nieliczne) są w opłakanym stanie ponieważ ciągle lądują na podłodze...
Na białych meblach nieustannie widnieją ślady małych jej łapek.
No i myszki!
O! To powinien być już chyba oddzielny temat!
 Myszki są wszędzie!!!

Ja naprawdę mało piję procentów, ale myszki widzę ciągle i ciągle...
Czasem nawet aż strach stanąć bo nie wiadomo czy się na jakąś małą myszkę nie nadepnie.
Pogromczyni tychże stworzeń przynosi je tonami.
Czasem żywe - wtedy obie z Zuzą natychmiast uruchamiamy akcję ratunkową.
Czasem pół żywe - wtedy trzeba stanąć na wysokości zadania :(
Czasem to już tylko jak po wojnie, ścielą się trupki...
Z ręką na sercu - przez całe 10 lat jak jest z nami Mamroń, to ja tyle myszy nie widziałam!

Oczywiście zdarzyły się już jakieś martwe ptaszki.
Stąd też moja obawa.
Co będzie z tymi dokarmianymi, przecież przy tej wariatce to będzie rzeź. 

Chyba w tym roku będę musiała sobie odpuścić dokarmianie ptaków :(
Poradźcie coś, może ktoś z Was ma doświadczenia, które mogę wykorzystać, lub pomysły... wszak co więcej głów to nie jedna ;)





Ostatnio zachciało mi się pomponików przy kocu, jest takich pełno w sklepach. Ja oczywiście zrobiłam sobie sama, jak to na Gosię samosię przystało :)

Koc był, tylko pomponiki dorobiłam i mam to czego chciałam.
Pomponikowy kocyk :)))

Jak zrobić takie pompony? Otóż bardzo łatwo, szczególnie gdy ma się nadmiar włóczki.

Oto szybka instrukcja :)




No i przy okazji można odkurzyć rowerek stacjonarny ;)

Inne propozycje pomponopodobnych o tutaj i tutaj :) Może się komuś przyda.

Poniżej na zdjęciach przesympatyczny Rudzik, który spędził ze mną prawie cały dzień przy wykopywaniu dalii. 
Dobrze, że go Kitka nie przyuważyła.




Standardowo jeszcze parę migawek z ogrodu. Zdjęcia z przed miesiąca, ale pokazane kwiaty w dalszym ciągu kwitną :)))

Krokusy jesienne
Drakiew
Kupidynek
Zawilec japoński
Lewkonia letnia

Nie żegnam się z Wami zbyt czule, ponieważ od miesiąca nie może do końca się od nas odczepić jakiś wirusek. 


 Do zobaczenia!
bZuzia!

wtorek, 11 października 2016

Oj!



Się zakurzyło tutaj troszkę!
Rękawy trzeba podciągnąć i za odkurzanie się wziąć, bo jeszcze ktoś pomyśli, że się stąd wyprowadziłam - a to nieprawda ;)
Zarobiona jestem po prostu i ciemna nocka jakoś szybciutko przegania ten mój dzień.

Jesień to dla mnie przede wszystkim zbiory orzechów. Sama jedna zbieram je z paru hektarów, więc sami rozumiecie, że tylko tam można mnie teraz spotkać. Myślę jednak, że przez miesiąc sprawa będzie zamknięta i kolejny zbiór (jeszcze dosyć mały) będzie można odhaczyć. 
Choć pogoda w tym roku w ogóle nie pomaga. Zimno i wietrznie, więc i przyjemność zbierania dużo mniejsza :)

Wszystko jakoś zapuszczone, i dom, i ogród a w grządkach chwasty w tym momencie cudnie się rozsiewają. Jednak jakoś mi to snu z powiek nie spędza, i nie biczuję się przez to po nocach. Kiedyś to jakoś ogarnę...
Zaliczyłam dosyć niedawno 40-stkę, więc teraz mogę sobie pozwolić na dystans i przymrużenie oka na wszystko. Jeszcze co prawda muszę nad tym troszkę popracować ale wydaje mi się, że idę w dobrym kierunku ;) Najważniejsze żyć w zgodzie ze sobą a nie z czyimiś wyobrażeniami!

Ja na szczęście jestem wolna od porównywania się do kogokolwiek :) Nikogo nie doganiam, nikomu nie muszę udowadniać, że jestem w czymś lepsza, że mam fantastyczne życie. 

Być może na zdjęciach tak to wygląda, lecz nie zapominajcie, że to tylko zdjęcia. Ułamek rzeczywistości, często przedstawiony na zdjęciu tak ażeby ono było ładne - bo lubię ładne rzeczy i ładne zdjęcia.
Zakładając bloga nigdy nie myślałam, żeby przedstawiać moje życie, ot raczej miał być to jakiś przymusowy micro wycinek. Dlatego na zdjęciach pokazuję tylko to, co chcę pokazać, zresztą kto chciałby oglądać nasz dom do remontu, albo moją rodzinę w piżamie, czy rozciągniętym dresie ;) Komu podobałaby się na zdjęciach moja lekka nadwaga, czy bałagan który czasem zostaje na cały dzień?
I nie chodzi tutaj o przypodobanie się komukolwiek, tylko o estetykę, moją estetkę.
Chociaż chciałabym, żebyście mieli świadomość tego, że może na innych blogach jest idealnie, ale tutaj NIE JEST!
Piszę to przede wszystkim po to, żeby nie promować idealności. Czegoś takiego po prostu nie ma :)))
Mimo tego, że tak do tego ciągle dążymy i wyobrażamy sobie, że są tacy idealni a my nie.
Ja jestem zwykłą, przeciętną dziewczyną ze wsi :) 
Nie jestem nawet wyjątkowo zdolna, czy mądra ale mimo wszystko dobrze mi ze mną i lubię tę Gośkę co we mnie jest.

Na potwierdzenie braku idealności w Urszulińskim domu, właśnie wylałam na świeżo umytą podłogę pół kubka kawy... ale co tam przecież mógł się wylać cały ;)

Pewnie co niektórzy zastanawiają się o czym właściwie jest ten wpis... Nie pytajcie mnie bo sama nie wiem :))) Takie tam przemyślenia 40-latki ;)

Żeby nie było nudno to dorzucę parę (subiektywnie) ładnych zdjęć ;)

W domu pojawiło się parę naturalnych akcentów jesieni!






W tym roku miałam ogrom bukietów, których chyba bym nawet nie zliczyła. 
Rabatki kwitły z maksymalną mocą. W tym momencie większość kwitnących to dalie i aksamitki, z których w dalszym ciągu powstają nowe bukiety - uwielbiam to!!!



Zuza do szkoły musiała zrobić pracę z jesiennych darów natury, więc rodzinnie w niedzielę miło spędziliśmy czas na tworzeniu. 
Klejenie, wiercenie i nakłuwanie należało do mnie i Wojtka, Zuza projektowała co jak ma wyglądać,  malowała flamastrami, przycinała i takie tam drobne rzeczy.
Wyszło na bogato, ale to wizja Zuńki, więc cicho ;)









Jeszcze parę migawek z ogrodu, bez tego post byłby nieważny ;)

Róża jak kwitła, tak kwitnie - uwielbiam ją za to!

Powój, w tym roku z samosiewek.


Resztki groszków pachnących. Stwierdzam z całą stanowczością, że obrywanie nasion jest musem. W tym roku to zaniedbałam i groszki wyglądały marnie w porównaniu z latami ubiegłymi.





Niestety z bodajże 7 szt karczochów, tylko jeden miał owoce :(
Pomimo tego, że inne są równie sporych rozmiarów, to niestety nie zdążyło im się...
Szkoda, bo pewnie zimy nie przetrwają.


Mniam :)))
Niech będzie, że to już koniec na dzisiaj :)


Przytulasy dla wszystkich mało idealnych!
bZuzia

P.S. Pisząc tego posta nie byłam pod wpływem niczego - no może tylko wypiłam pół kubka kawy ;)