Jak ja uwielbiam garaż mojego męża!
Bałagan tam nie z tej ziemi, nawet nie mam pojęcia jak on
tam cokolwiek znajduje (może po zapachu ;).
Tyle fajnych rzeczy tam ma… śrubki, nakrętki, gwoździki… i nawet nie ważne, że gdy coś z
tego nazwę to i tak zawsze źle (tak jakby on nie mylił zasłon z firanami ;}
Najlepiej to mi się tam myszkuje gdy go nie ma w domu, wtedy
to i mi ten garażowy bałagan nie przeszkadza i zawsze wynajdę coś
dla siebie.
Szkoda, że teraz gdy coś mu zginie, to już będzie wiedział
komu do rączek się to przykleiło ;)
Tym razem znalazłam (przyrzekam , zupełnie przypadkowo), gwoździki
wprost proszące o przygarnięcie. Ja serce mam dobre (mimo wrodzonej wredoty),
więc zlitowałam się nad nimi, coby nie rdzewiały gdzieś w zapomnianej puszce.
Los chciał, że właśnie "rodzili się" Bob i Hipolit (Bob to ten
większy i z ładniejszym noskiem), i gwoździki pasowały do nich idealnie.
Oczywiście, nie obraziliby się gdyby czapeczki na ich
główkach były z gumką, ale że to dwaj indywidualiści to z gumką było im nie po
drodze.
Szczególnie, że dzięki gwoździkom to i jakieś włoski z pod
czapeczek wychodzą.
Nie mam nic do łysych. Ba! Nawet powiedziałabym, że darzę łysoli wieeeelką sympatią, lecz jeszcze przed
poczęciem wiadomo było, że Bob i Hipolit będą mieli włosy… co zrobić!
Na szczęście wszystko się dobrze skończyło a Bobek i Hipek mają
się świetnie.
Kto wie może jeszcze będą mieli rodzeństwo… ;)
Lupkowe zdjęcia za sprawą Zuzi, która dostała małą lupę za wzorową wizytę u stomatologa :)
Teraz jest wszystko pod lupą ;)
Buziaki dla wszystkich Bobów i Hipolitów
bZuzia
P.S. No i oczywiście całuski dla mojego męża za gwoździki :)))