niedziela, 26 maja 2013

Kolorowo i basta!

Kiedyś mieszkając w Lublinie wstałam rano i spojrzałam na ulicę. Tam akurat były odnawiane latarnie uliczne. Nie uwierzycie!!! Malowali je na czerwono :)))
No, myślę sobie: "rany Julek jak cudnie, w końcu ktoś wykminił coś fajnego dla tego miasta. Jaka to będzie promocja, jaki luz i dystans mają "ważniaki" w naszym mieście - pełen  szacun".
Humor miałam cały dzień, biegałam rozanielona i opowiadałam wszystkim o nowości zauważonej prze zemnie. Przyklaskiwałam im z całego serca... niestety, moja radość nie trwała długo. Nazajutrz latarnie zostały pomalowane na szaro :(
Okazało się, że to pewnie był tylko jakiś podkład zabezpieczający. Moje wizje wspaniałego, szalonego miasta huknęły z wielkim łoskotem o chodnik. Długo się po tym podnosiłam.

Dlatego też wolę mieszkać na wsi :) Tutaj jest cała masa kolorów. Tak bardzo tutaj pasuję. Ja po prostu jestem wsiowa i tyle :)))

Powiem Wam coś jeszcze! O wiele szybciej uśmiechnę się i ustąpię miejsca w autobusie starszej pani w kwiecistej, pstrokatej sukience niż dostojnej i stonowanej. Co prawda zazwyczaj wszystkim starszym paniom ustępuję miejsca, lecz takiej kolorowej z większą werwą :)
Mam nadzieję, że na stare lata mnie odbije na całego i będę zwariowaną i kolorową staruszką :)))






Oto tabliczki przyklejane na taśmę rzepową do drzwi, ściany, drzewa ;) Kto gdzie chce i może. Tabliczka Zuzi została przeze mnie uszyta dawno temu a ostatnio następną wykonałam dla mojej siostrzenicy -Werki. Weronika jest już siedmiolatką, więc musiałam troszkę stonować (niestety). Młoda dama jednak by mi nie wybaczyła, totalnej pstrokacizny :)
























Pewnie wszystkie dzieci kochają kolory. Jeśli są takie które nie lubią kolorów, to ja ich nie znam. Z dziecka wciąż i ja mam coś bo również, bez kolorów żyć nie mogę. Nie dla mnie biel z czernią. Mogę oglądać i podziwiać u innych lecz to nie dla mnie. Nawet jeśli przez chwilę potrzebuję wyciszenia i przystopowania z kolorami, to jednak za momencik, powolutku zaczynam przemycać coś w "kolorze" :) No cóż, ten typ tak ma, nie zamierzam z tym walczyć.

Na koniec bezkonkurencyjna (jak dla mnie), królowa kwiatów - Peonia...
Ech, ach.... Mogła bym śpiewać na jej temat. Tyle, że na pewno nikt nie dałby rady tego wysłuchać. Dlatego tylko parę fotek, które sobie powiększę i powieszę na ścianach, żeby się nieustannie na nią gapić, gapić i gapić :)


 




Piwonia niestety nie jest moja :(  Mam nadzieję, że moja zakwitnie w przyszłym roku, równie pięknie jak ta ślicznota  :)

Pa pa, trzymajcie się kolorowo :D
bZuzia

środa, 22 maja 2013

recykling - przez małe "er" ;)


Mimo tego, iż jestem niska, zdarza mi się czasem sięgać wysoko ;)
Dokładnie mówiąc, chciałam zetrzeć kurz z szafy u Zuzi. Gdy wdrapałam się (jak na mnie) bardzo wysoko, okazało się, że na szafie w samym kąciku spoczywa puste pudełko. Uwierzcie mi, ja go tam nie położyłam!?
Znalezione nie kradzione, przywłaszczyłam je sobie od razu z myślą o przeróbce bo od pierwszego spojrzenia wiedziałam co z pudełka da się wykrzesać - segregatory. A że recykling to moja trzecia siostra ;) podkasałam rękawy i wzięłam się do roboty. Do obiadu była jeszcze chwila, zresztą zupka już bulgotała na kuchence, zatem miałam chwilę dla siebie.

 Z tapetowania ścian zostało trochę tapety, przydała się właśnie teraz :) Oprócz niej miałam schowaną głęboko, ze względu na ładne kolory, torebkę. Klej z pistoletu (na który w dalszym ciągu nie mam pozwolenia ;), nożyce, ekierka, długopis i wsio :)
Przy pomocy tak mało istotnych rzeczy stworzyłam dwa segregatory. Po prawdzie przy następnych będę mądrzejsza o parę błędów które popełniłam, jednak nie ma co narzekać, ponoć darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda :)
Nie wiem jeszcze gdzie staną, co w nich się znajdzie, ale kolorystyka jest w pełni moja :) Gdzieś je na pewno upchnę :)



































No i do obiadu zdążyłam się wyrobić z całym mętlikiem. I kurz z tarty z szafy. Pełnia szczęścia :)

Pozdrawiam recyklingowców z prawdziwego zdarzenia ;)
bZuzia

P.S. Gdyby chodziło po głowie komuś pytanie: "Dlaczego znowu kokardki?"
       Od razu odpowiadam:
- bo bardzo lubię kokardki,
- bo musiało coś zakryć napis i zagięcie,
- bo tak i już ;}

piątek, 17 maja 2013

O ptakach, które nie latają!

Jest cudnie!
Tylko zdrowy rozsądek nie pozwala mi chodzić w stroju kąpielowym :) i moczyć się w baseniku Zuziowym :)
Przyjdzie i na to pora, nie ma co się spieszyć. Lody jednak tworzę już non stop. Co prawda my i zimą bardzo lubimy jadać lody, jednak teraz to już mus. Zuzia tylko wpisuje w wyszukiwarce "owocowe lody" i pokazuje mi jakie i z czego zrobimy.
Pracy w ogrodzie sporo więc co zjem to (mam nadzieję) spalę.


Już ładnych prę dni temu zaczęłam robić ptaszki. Kolorowe resztki tkanin, zbierane specjalnie na takie okazje przydały się właśnie teraz. Pomyślałam sobie, że to będzie taka szybka akcja... myliłam się. Rzeczywiście, samo uszycie takiego ptaszka to pestka. Problem jedynie w formie. Zmarnowałam trzy ptaszki (mam nadzieję, że nie przeczytają tego obrońcy zwierząt), każdy w oddzielnym dniu. Nie byłam gotowa na taką tragedię. Podniosłam się jednak z tego i spróbowałam jeszcze raz. Ten ptaszek w końcu był podobny do ptasiej rodziny  :)  Zrobiłam więc trzy, żeby im było raźniej.



W pokoju u Zuzki już wcześniej się zadomowiły sowy. Mam nadzieję, że się nie podziobią. Nie wiem jak tam w ptasich grupach i podgrupach!? Te wylądowały na żyrandolu a sowy leżą na łóżku, więc jestem dobrej myśli :)
Nie martwcie się o te trzy ptako-niepodobne okazy, Zuzia się nimi zaopiekowała znakomicie. 
Ona kocha wszystko co się rusza i co już nie rusza. Całuje wszystkie roślinki i płacze nad zadeptaną biedronką. Taka to nasza wrażliwa córeczka. Zresztą po mamusi to ma :)))
























Teraz tylko: wysadzam, przesadzam, wysiewam, podlewam i tak w kółko. No i oczywiście w dalszym ciągu wgapiam się na maxa. Wymyśliłam nawet sobie, że pewnie oczy mi się zrobią większe od tego wypatrywania. Dlatego zaglądam czasem do lustra czy oby nie robię się do wilka podobna. Stwierdzam jednak, że ani do wilka ani na szczęście do babci podobna jeszcze nie jestem ;)  W takim wypadku powgapiam się jeszcze w te moje micro-pączki.

Przy następnym poście będę miała dla Was niespodziewankę :))) Ale na razie cicho-sza.
Pozdrowionka
bZuzia

Beczki pełne kwiatów


Były sobie raz dwie beczki. Jak to beczki mają w zwyczaju, niewiele w ich beczkowym świecie się działo. Tym bardziej, że te dwie beczki o których mowa były nieużywanymi beczkami. Wyobrażacie sobie więc, jak nudne życie wiodły te beczki!?
Pewnego razu zjawił się w ich pobliżu pewien wspaniały królewicz. Królewicz ten wyrwał owe beczki z ich nudnego żywota i podarował im nowe, piękne, kolorowe życie. Teraz dwie beczki stały w blasku i każdy kto na nie spojrzał zachwycał się ich bogatym wnętrzem :)


W całej tej historii brakuje tylko białego rumaka :(  Niestety nie będę ściemniać, żadnego konia tam nie było. Jedynie jakiś szaro-bury kocur przemykał cichaczem.
Historia skończyła się całkiem dobrze. Co prawda pominęłam wątek chirurgiczny, żeby nie opisywać tych drastycznych scen z cięciem itp. Sami sobie wyobraźcie co te dwie bidulki musiały przejść, żeby teraz stanąć w tym miejscu, przy piaskownicy Zuzi i cieszyć jej oko (specjalnie dobranymi w różu) kwiatkami.





























Mogę tylko dodać, że początek tej historii miał miejsce w zeszłym roku.
A oto beczki w "połowie" akcji ;)





















Być może jeszcze nie raz uda się temu dzielnemu księciu uratować od zagłady jakieś cudeńka. Pamiętajcie tylko o dziurkach w dnie beczek, książę o tym zapomniał i przez to stracił parę cebulek cudnych odmian tulipanów :(  Jednak jak wszyscy uczy się na błędach, chwycił długaśne wiertło i naprawił błąd.
Od tej chwili wszyscy żyli długo i szczęśliwie.


Buziole dla wszystkich
Jednak... bZuzia :)

poniedziałek, 13 maja 2013

Szparagowy zawrót głowy


Roślinożercy się cieszą :)
Szparagowy sezon nadszedł, w końcu można zjadać szparagi na sto sposobów. W tym roku dzięki uprzejmości teścia mamy i my własne szparagi. Cieszę się bardzo bo mogę wypróbować parę przepisów szparagowych. Jak na razie hitem był makaron ze szparagami w sosie śmietanowym. Niestety, nie zdążyłam zrobić fotki, taki był pyszny :) Może jeszcze w tym sezonie go zrobię to opstrykam i podzielę się przepisem.





Teraz proponuję krem z zielonych szparagów.
Nie wszyscy lubią zupy-kremy, ja bardzo. Ten krem jak i wszystkie inne jest bardzo prosty. Wystarczy podgotować ziemniaczki pokrojone w kostkę, po chwili dodać pokrojone na kawałki szparagi. Ja dodaję kostkę rosołową, ale oczywiście można samemu zrobić rosół. Na patelni podsmażam na masełku cebulę pokrojoną w kostkę a gdy jest już szklista dodaję przeciśnięty czosnek. Taki "podsmaż" dodaję do zupki. Do tego szczypta suszonego oregano, sól i pieprz do smaku. Następnie wszystko miksuję i dodaję albo słodką śmietankę albo mleko, co kto woli. Dla mięsożerców proponuję kawałeczki piersi kurczaka, obgotowane lub obsmażone. Na wierzch grzaneczki w kosteczki, odrobina żółtego sera i szczypiorku a potem można wcinać do czystego talerza :)
Oczywiście najprostsze i najszybsze jest upieczenie czy ugotowanie szparagów. Wystarczy potem tylko polać podsmażoną na masełku tartą bułką i już jest mniamuśnie. Jednak z praktyki nie polecam gotować w wodzie tylko na parze, tak jak i wszystkie inne warzywa gotowane na parze tak i szparagi, są po prostu smaczniejsze.
Na pewno lada moment wypróbuję grillowane,
sezon grillowy w pełni rozpoczęty, trzeba więc korzystać.
Smażone na patelni też pycha. Czy to taka duża czy  standardowa, nie ma znaczenia warto spróbować.
Polecam z czystym sumieniem :)



Wspomnę jeszcze, że szparagi można mrozić, przy czym wcale się ich nie blanszuje. Dzięki temu można sezon szparagowy trochę wydłużyć. Ja zapasy już zaczynam robić więc będą jak znalazł na przyszłe grille ;)
Jutro natomiast porwę się na szparagi w zalewie, jednak co z tego wyjdzie zobaczymy za miesiąc, dwa gdy będę próbowała.
Dam znać co i jak :)

Jeśli mowa o jedzeniu "nadwornym", to przy okazji pokażę worek na pieczywo jaki uszyłam właśnie z tą myślą, żeby pieczywo nie schło w czasie spotkań towarzyskich.
Tkanina musi być dosyć gęsto tkana, żeby zdawała egzamin. Ja miałam kawałek blackoutu, który sprawdził się w tej roli znakomicie, jednak mimo wszystko dodałam jeszcze na wierzch drugą tkaninę. Góra jest zrobiona na ściągacz aby można było w każdym momencie worek ściągnąć. Spód oczywiście okrągły :)




 Na zdjęciach jest jeszcze mój jeżyk na wykałaczki. Zrobiłam go z masy solnej, przy okazji robienia podpięć do zasłon. Masa jednak była odrobinę za rzadka dlatego z jeża zrobiła się przyplaszczka jeżowa :)
Nie zniszczę jednak stwora bo jaki przykład bym dawała dziecku? Zabijanie zwierząt nie jest w naszym stylu ;)

Oki dzisiaj Wam daruję zdjęcia wszelkich moich kwiatków. Jednak następnym razem nie przepuszczę i na pewno coś tam przemycę :)

Trzymajcie się ciepło ;)
bZuzia

wtorek, 7 maja 2013

Maj i ukochane szafirki


Chciałabym przenieść się w czasie i choćby na dobę skoczyć w przyszłość. Przyszłość na tyle odległą, że patrząc na zdjęcie można poczuć zapach kwiatów z oglądanej fotografii :) Myślicie, że kiedyś będzie to możliwe? Chcę wierzyć, że tak.
Wiem, że są ludzie którzy nie znają zapachu kwitnących drzew. Trudno to sobie wyobrazić lecz naprawdę tacy są. Są też tacy, którzy nie zwracają na ten cudny zapach uwagi. Pewnie są też i tacy, którzy go nie lubią :(  i nie pożądają tego zapachu. Lecz ja... ja chłonę go całą piersią i wszystkimi zmysłami. Uwielbiam ten zapach, może nawet jestem od niego uzależniona :) Pewnie dlatego maj jest moim ulubionym miesiącem :)


Cierpię na notoryczny brak chowajek!
Ciągle doszywam nowe kieszenie, przerabiam pudełka i kosze (jak w tym przypadku) i ciągle mi mało. Nie wiem o co chodzi i w czym sęk ale ile bym tego nie miała, wszystko jestem w stanie zapełnić. Najlepsze jest to, że po krótkim czasie znowu myślę o nowych pojemnikach czy jakichś tam chowajkach :)
Tym razem powlekłam tkaniną zwykłe kartonowe pudełko po "czymś tam". Na przyczepkę przerobiłam koszyk wiklinowy, który był o włos od wyrzucenia. Zlitowałam się jednak nad nim, usunęłam pałąk, przemalowałam, dokroiłam kawałek tkaniny do środka i jest.
Jednak jeszcze chwilkę z nami zostanie :)



Szafirki to moje ulubione kwiatki :)
Pewnie jeszcze nie raz mi się zmieni lecz od paru lat jestem im wierna. Są bezproblemowe, rozmnażają się rewelacyjnie, cudnie pachną i obłędnie wyglądają w dużych ilościach. Ja mogę powiedzieć, że mam ich naprawdę sporo :) ( na tych zdjęciach jest pokazana mała cząstka moich zasobów).
Rozczarowały mnie tylko raz, gdy zasadziłam je w doniczce i przeniosłam do domu. Gdy zakwitły okazało się, że to nie są moje kochane szafirki tylko jakieś wymoczki po szafirkach. Długie to się zrobiło i bladzieńkie, jakaś parodia moich szafirków! Po części to moja wina, bo to ja im urządziłam ten pobyt w luksusie, po którym będą wracać długo do pierwotnego wyglądu. Nigdy więcej im tego nie zrobię. Jeśli lądują w domu to tylko w wazonie.


 W przyszłym roku planuję dosadzić białe i różowe. Już się nie mogę doczekać :)

Pozdrowienia dla wszystkich alergików
bZuzia

czwartek, 2 maja 2013

Po co się tak spieszyć?

Wszyscy pędzą jak w amoku. Praca, szkoła, dom, ogród czy co tam kto jeszcze ma. Szaleństwo jedno wielkie. Obowiązki nas poganiają nieustannie. Jeszcze to nie zrobione, jeszcze tamto trzeba zrobić i tak w kółko. Na nic nie ma czasu, wszyscy żyją w pędzie... ech.
Ja staram się ogólnie ciut spowolnić, zastanowić, dostrzec i usłyszeć. Jednak czasem i mnie dopada to nieubłagane przeświadczenie, że tyle jeszcze jest do zrobienia a czasu tak mało. Powoli zaczynam nie ogarniać tematu . Niedługo chyba zacznę robić listę co mam jeszcze zrobić i wykreślać co zrobione :) Inaczej pogubię się w tym wszystkim. Świat co prawda od tego się nie zawali, jednak po co ma mi w głowie buzować :)

Tym razem wymyśliłam sobie zrobienie magnesów do zasłon. Połączyłam przyjemne z pożytecznym i zrobiłam je z masy solnej. Szklanka mąki, szklanka soli, łyżka oleju i woda do uzyskania odpowiedniej gęstości. Nie można przesadzić z wodą bo jeśli zrobicie za rzadką masę to kiepsko będzie trzymać formę. Ja miałam odrobinę za rzadką ale nie lepiłam figurek tylko zwykłe koła więc jakoś tam było. Po ulepieniu wcisnęłam w koła magnesy i przygotowane wcześniej paski tkanin. Masę po wylepieniu wysusza się w piekarniku, jednak moje koła schły sobie przez dwa tygodnie na szafce kuchennej :) Aż w końcu sobie o nich przypomniałam.
Wycięłam różnej wielkości koła z cienkiej firanki i nakleiłam jedno na drugie. Wisienką na torcie jest mała perełka, również doklejona. Wszystko to wylądowało na mojej podstawie z masy solnej.








Zrobiłam jeszcze jedną parę takich podpięć do zasłon, lecz tamte jeszcze nie są gotowe, więc pokażę je przy innej okazji. Jak widzicie takie magnesy można zrobić nawet jeśli się nie umie szyć :) Można namówić dziecko i wspólnie polepić. W naszym przypadku Zuza tym razem wolała malować farbami, ogólnie jednak sporo wylepia, głównie z plasteliny.
Kiedyś wrzucę jej wytwory plastelinowe bo naprawdę niektóre powalają :)

Parę dni temu robiąc porządki w ogrodzie napotkałyśmy z Zuzią wieeelką rodzinę biedronkową. Nie była bym sobą, gdybym nie zrobiła im rodzinnej fotki. A niech mają na pamiątkę ;)





Potem przyskoczyła nie wiadomo skąd wielka żaba niosąca onego na plecach :(  No i konsternacja!
Byłam pewna, że to matka niesie swoje dziecko. Mąż wieczorem wyprowadził mnie z błędu :))) Uśmiałam się po pachy.
Jednak mało wiem o żabach... ;)


Dla wszystkich słonecznego i leniuchowatego weekendu :)
bZuzia