czwartek, 24 grudnia 2015

Dla Ciebie!



W ostatnich dniach wpadł mi w łapki piękny, pozytywny wiersz, dokładnie taki jakie lubię. Od razu pomyślałam, że muszę się nim z Tobą podzielić :) 
Być może Ty już go znasz, ale na pewno znajdzie się jeszcze ktoś kto nie czytał.


 Ostrzeżenie - Jenny Joseph
Kiedy będę starą kobietą zacznę nosić purpurową suknię
Z czerwonym kapeluszem, choć nie pasuje ani do mnie ani do sukni
I wydam całą rentę na brandy i letnie rękawiczki
I satynowe sandały, choć może mi zabraknie na masło
I będę siadać na krawężnikach w chwili zmęczenia
I podjadać ciastka w cukierni i naciskać dzwonek alarmu
I stukać moją laską o płot.
Nadrobię za wszystkie lata mojej poważnej młodości
Będę wychodzić w kapciach na deszcz
I zrywać kwiaty w ogrodzie sąsiada
I nauczę się pluć na odległość.
Będę nosić okropne bluzki i może się roztyję
I będę jeść naraz trzy kilo kiełbasy
Albo tylko rzodkiewkę przez tydzień
I będę chomikować ołówki i kredki
Ale póki co muszę nosić ciepłe ubrania
I dawać dobry przykład dzieciom
Zapraszać przyjaciół na obiad
I czytać gazety
Ale może powinnam poćwiczyć już dziś?
Żeby ci co mnie znają nie byli za bardzo zdziwieni
Kiedy na starość zacznę nosić purpurową suknię.






Myśląc o życzeniach dla Ciebie na Święta i Nowy Rok pomyślałam, że właśnie tego chciała bym Ci życzyć.
Łapania tych wyjątkowych chwil, dziecięcej radości i poczucia, że nie musisz umieszczać się w niewygodnych ramkach.
Życzę Ci wzruszeń przy Wigilijnym stole, i patrzących na ciebie z miłością oczu.

Ślę moc serdeczności dla Ciebie i Twojej rodziny!
                           
   bZuzia

środa, 16 grudnia 2015

Tup tup...




Słyszycie już kroczki nadchodzących Świąt? Czujecie ciepły oddech na karku, serce mocniej już zaczęło bić? :) 
U nas właśnie dzisiaj spadł śnieg, ale przy braku ujemnej temperatury jest jedno wielkie bagno. Współczuję więc każdemu nadchodzącemu (nie tylko Świętom), że w tym bagnie musi brodzić, włącznie ze mną. Liczę jednak, że przez te parę dni jeszcze wszystko może się zmienić i tego się trzymam.

W tym roku wigilia będzie u mojej siostry co pozwala na pewien luz. Do odrobienia jest oczywiście parę potraw, ale jakoś tak bardzo nie muszę się spinać. Wszystko więc w zdrowej kontroli ;)

Ostatnie dni były pod wezwaniem "Smacznego pierniczka". Wypróbowałam bowiem kolejne cztery przepisy na pierniczki i muszę przyznać, że wszystkie są ok. Szkoda, że w przyszłym roku i tak nie będę miała żadnego i będę wypróbowywała kolejne... Tak, wiem... przecież można zapisać, czy w notesie, czy zrobić zakładkę... i ja to wszystko robię! Tylko ten rok jest jakiś taki długi, że gdzieś to się zapodziewa, albo wykasuję... no i pamięć już nie ta... Kto jest roztrzepany tak jak ja, ten wie o czym piszę ;)

Wracając do tematu, to uzbierało się tych pierniczków niezłe stadko, szczególnie, że jeszcze dostałyśmy co nieco od Babci Zuzinej. Jednym słowem to będzie dobrze gdy po Świętach nie będę agresywnie reagowała na samo słowo pierniczki. Może być różnie ;) Dobrze, że rodzina liczna to na pewno pomogą w pałaszowaniu. 



W tym roku bardzo chciałam zrobić pierniczki z drewnianych foremek. Jak sobie założyłam, tak też się stało. Tylko ciasto nie za bardzo podołało, które specjalnie miało nie rosnąć, u mnie się zbuldoczyło i na przekór sobie wyrosło. Trzeba będzie jeszcze poszukać i poeksperymentować, ale to już w przyszłym roku.
   
Prezenty powoli kompletuję. Każdy musi ładnie wyglądać, dlatego postanowiłam zrobić zawieszki. W internecie jest wiele propozycji do pobrania za darmo. Jeśli macie ochotkę to podsyłam parę ciekawych propozycji.  
Lili natura z których korzystałam ja :)
Również u Lili natura inne propozycje.
Jeszcze jedne piękne u Kelli Murray

Kto ma odrobinę talentu w rąsi ten może zrobić takowe sam, a kto nie ma może pójść tak jak ja na łatwiznę ;) Ja wydrukowałam na papierze klejącym, a ten nakleiłam na karton. 

Teraz idę pogrzebać w moich roboczych szufladach, bo tylko baby z dziadem tam brakuje. Może znajdę tam coś ciekawego o czym już dawno zapomniałam, no i może będą się w końcu domykały. :)))
                                                        
                                                  Pa pa
                                                  bZuzia
                                                  Tup tup tup...

poniedziałek, 23 listopada 2015

Świąteczny falstart?



                                    Chyba jednak niekoniecznie :)
W sklepach już półki uginają się od świątecznych ozdób, co niektórzy ciasto leżakujące na pierniczki zrobili, jeszcze tylko "Last Christmas" w radiu brakuje ;)
Czy mam coś przeciwko temu wczesnemu zamieszaniu? Zdecydowanie nie!
Czekam na te świąteczne, klimatyczne piosenki, na pierniczki i światełka w oknach... Już nie mogę się doczekać i "...cała jestem w skowronkach.." z podekscytowania :)))
Żeby ciut przybliżyć się do świąt, ruszyłam z robieniem świątecznych dekoracji.  Z racji tego, że wszystko jest pracochłonne, już teraz tworzę zawieszki na choinkę i nie tylko. Nic wyrafinowanego, ale co by to było bez własnoręcznie robionych ozdób.
Wcześniejsza karencja bez szycia spowodowała, że maszyna teraz nie stygnie.
Co mi w ręce wpadnie ląduje pod maszyną. To tak jak palacz po dniu bez papierosa, następnego dnia chce spalić jak najwięcej... zwie to się fachowo - uzależnieniem :)
Ma to swoje dobre i złe strony. Z dobrych to to, że Zuzi powiększyła się garderoba, a ze złych... czas ucieka mi znowu przez palce...
Jakby nie patrzeć, warto :)
Oto małe co nieco z ostatnich dni.




























Produkcja ruszyła pełną parą, nawet moich ulubionych ptaszków nie zabraknie, tylko koniki na biegunach jeszcze czekają na swoją kolej. 
Kochani zachęcam Was do zrobienia takich ozdób, nawet niekoniecznie trzeba umieć szyć. Równie dobrze można zrobić takie zawieszki z filcu i zamiast zszywać wystarczy je skleić.


Spacer po szyszki do lasu również zaliczony, owocem tego będą szyszkowe wianki, stroiki i co tam jeszcze mi wyobraźnia podpowie :)

Ciekawa jestem co tam u Was piszczy w trawie?  

                                          Przytulasy
                                             bZuzia

P.S. Trwa wymiana nasion Na Ogrodowej, gdyby coś, ktoś to zapraszam :) 
      O  tutaj   :)))

poniedziałek, 2 listopada 2015

Udomowić Liska




                              Do udomowienia Liska potrzeba;
                a) jedna głowa z wypełniaczem w postaci wyobraźni
                b) dwoje sprytnych łapek (najlepiej wykorzystać własne)
                c) kolorowy papier, tudzież kolorowe resztki tapet :)
                d) ołówek
                e) klej
                f) nożyczki
                g) jedna zaprzyjaźniona ramka
                h) dobra kawa

Jeśli mamy podstawowy składnik ( patrz pkt a), musimy się najpierw zastanowić jaką kolorystykę podpowiada nam wnętrze w którym zawiśnie Udomowiony Lisek. Gdy znamy odpowiedź na to pytanie, możemy skomponować resztę elementów potrzebnych do naszej pracy twórczej.

Po skompletowaniu wszystkich rzeczy spoglądamy na zbiorowisko przymykając jedno oko (dowolne!). Odhaczamy co będzie czym na naszym obrazku. Dowolność w kompozycji jest bardzo wskazana. 

Rada - nie przejmujmy się za bardzo dobieraniem kolorów z rzeczywistością, nawet lepiej jeśli trochę namieszamy)

Gdy już zostało postanowione czy rąby będą kroplami, a choinki zamienią się w grzyby- bierzemy duży łyk kawy i zabieramy się do pracy.
Na odwrocie kolorowych papierków rysujemy szkice naszych elementów, a następnie je wycinamy.

Rada - jeśli nie jesteśmy pewni jaki efekt otrzymamy proponuję rysowanie i wycinkę zrobić najpierw na niepotrzebnej gazetce.

Na sucho układamy elementy naszego obrazka, sprawdzamy jak wygląda odchodząc dwa kroki. Jeśli mamy zatwierdzenie projektu, przystępujemy do przyklejenia. 

Rada - radzę przed zabraniem się do tej czynności obłożyć powierzchnię na której pracujemy papierzyskami!

Gdy wszystko jest już na miejscu, mamy chwilkę na dopicie kawy, a nasza praca na przyschnięcie.
Po wypiciu kawusi umieszczamy Udomowionego Liska za szkłem, wieszamy i rośniemy z dumy nad naszym talentem, bez względu na to jak wyszło :)))


                                                    Proste?
                                                    Proste :)

 Jak widzicie Lisek w domu jest, ale mnie racze nie ma. Nastał coroczny zbiór orzechów i właściwie teraz mieszkam w sadzie. W taką piękną pogodę zbierać orzeszki to sama radość. Ruch, słońce na twarzy, towarzyszki wilgi... uwielbiam to!
Następnym razem pokażę Wam odrobinkę naszej codzienności :)
Teraz parę jesiennych zdjęć, żeby zatrzeć brzydotę zdjęć Liskowych (nastała pora niedoświetlonych domowych zdjęć).




O tej porze roku jest jeszcze coś... Jesienny Mamrotek - czyli marnotrawny kotek powrócił  do domu. W końcu można wyprzytulać nasze futerko :)))

                        Trzymajcie się Kochani ciepło!                    

                     Jesienna bZuzia poskramiaczka Lisków

piątek, 9 października 2015

Wypieranie rzeczywistości





"Ja nie odmawiam przyjmowania rzeczywistości do wiadomości. Ja ją po prostu akceptuję wybiórczo." - Bill Watterson 



:)

Nie dociera jeszcze do mnie, że lada moment będzie zupełnie ciemno gdy będę odprowadzała Zuzę na szkolny autobus... Mróz będzie szczypał po policzkach a palce w butach będą traciły czucie... Mąż będzie narzekał, że tyle tego odśnieżania... Zapomnę jak może być cudnie oświetlona kuchnia od promieni słońca... 
Ooooo nie!  Pozwólcie, że jeszcze na małą chwilkę sobie odlecę ;)



Bo jeszcze tak niedawno latały nad moimi kwiatami tabuny motyli. Woń wabiła je, a one cały dzień niestrudzenie wciągały ten narkotyk. Oj, było na co popatrzeć!
Z tego motylowego zauroczenia powstały dwa abażury do lampek. Lampki kupiłam dawno temu, lecz czekały na przerobienie wtyczek. Wojtek litościwie się w końcu nad nimi pochylił i mogły zabłysnąć. Abażury pomalowałam jeszcze latem, ale dopiero teraz stanęły w całej okazałości i komplecie. Użyłam do pomalowania flamastrów do tkanin, dzięki czemu mam nadzieję, że malunek nie wyblaknie. 






Idąc za ciosem zobaczcie jakie cudne miejsce odwiedziliśmy w Rotterdamie :)))
Całe Zoo polecam do zwiedzenia, lecz na szczególną uwagę zasługuje oceanarium i moja ulubiona motylarnia :))) 
Powiem szczerze, że nigdy w piękniejszej motylarni nie byłam i mogłabym tam spędzić cały dzień, albo i tydzień ;)
Zdjęcia niestety nie oddają cudowności tego miejsca, ale wspomnienia przeprawiają o dreszczyk emocji.
Oto mała namiastka tego o czym mówię :)


























































Jak widzicie z takimi pamiątkami zimnica mi nie straszna. W razie czego kocyk, gorąca herbatka i oglądańsko powakacyjne :)
Ma to sens, wiec może jednak odrobinkę pomyślę o nadchodzących szaro-burych miesiącach ;)
Szczególnie, że dzisiaj właśnie dotarły do nas pierwsze przymrozki i na stracenie poszły wszystkie dalie, co to nie zdążyły w tym roku ukazać swojego piękna. 
Liczę, że w przyszłym roku się odmieni :)))

Liczę z Waszej strony tylko na ciepłe komentarze ;)
bZuzia

P.S. Jakby co, to mogę podpisać zdjęcia motyli ich łacińskimi nazwami... jakby co...