czwartek, 28 listopada 2013

Coraz bliżej...

Lubię gdy zaczyna się grudzień i nagle w całym domu pojawiają się ozdoby świąteczne. Mimo, że robię je dużo wcześniej (biały renifer z patyczków powstał jeszcze latem :), to światło całodzienne oglądają dopiero wszystkie razem od grudnia. Wszystko na raz, jednego dnia. Lubię takie...bum...i łaaaał...! :)
W tym roku zrobiłam wyjątek, a to za sprawą obrazków, które przerabiałam. Najnormalniej w świecie nie pasowały by do reszty. Dlatego, gdy już je zrobiłam to nie chciało mi się ich zmieniać a później powolutku dołączały inne ozdoby :) Może jeszcze nie wszystko "wylazło" z pudeł, ale już czuje się klimat świąt.

Nie wiem czy pamiętacie jak wyglądały te obrazki wcześniej, lecz teraz wyglądają tak ...






Czy wrócą do poprzedniego wyglądu? Nie wiem, może... a może będą wyglądały jeszcze inaczej, się okaże :)
Jakby to powiedziały dzieci WARTO "Przerabiać" ;)
Tak więc do dzieła kochani, bo nim się obejrzymy święta zapukają do naszych drzwi i trzeba będzie je godnie ugościć ;)

Na doczepkę zrobiłam jeszcze jednego rogacza w drugim kącie pokoju :)



Ciekawa jestem jaka tego roku panować będzie u Was kolorystyka świąteczna? Klasyka a może szaleństwo? Czy stonowane biele i srebra? Robicie ozdoby sami, czy wszystko kupujecie?

Pół-świątecznie pozdrawiam
bZuzia

P.S. A u nas śniegu nie ma :(

czwartek, 21 listopada 2013

Tup...tup...


Słyszycie?
Powoli nadchodzą... :) Jeszcze może cichutko słychać, ale dosyć wyraźnie... święta są już tuż, tuż!
Uuuuwielbiam ten czas, to podekscytowanie, to planowanie... co, gdzie, kiedy, jak...
Znam pewną kobietę, która nie widzi w tym przedświątecznym okresie niczego nadzwyczajnego (buźki siostra ;), ponoć nie ma czasu na takie rozczulanie!? Nie znam się, nie wiem, może...
U mnie zawsze jest pełna mobilizacja, planowanie, przygotowywanie tego, co już wcześniej można, no i oczywiście, robienie różnych ozdób świątecznych. Jednak na pierwszym planie jest robienie kalendarza adwentowego (może dlatego, że jest wcześniej). W zeszłym roku robiłam pierwszy raz i widząc jak podobał się Zuni, znowu postanowiłam zrobić.



Tym razem, owym kalendarzem.będą choinki. Robienie ich to dosłownie godzinka! No można doliczyć jeszcze odrobinę czasu na znalezienie i dorobienie gwiazdek, ale to tez pikuś :)

Choinki zrobiłam (oczywiście!) z tapet, lecz równie dobrze można zrobić z kolorowego kartonu, czy papieru ozdobnego. Do tego różne rozmiary talerzy, nożyce, trochę kleju lub zszywki i finito. Powstałe po odrysowaniu od talerza koło przecinamy na pół i w ten sposób mamy już dwie choinki. Jeśli mają być węższe u podstawy, to ciaśniej je sklejamy i już :) Smakołyki chowamy pod choinkę a dodatkowo ( za sprawą Asi z Grin Canoe) robię karteczki z jakąś miłą notką o Zuzi. Dzięki czemu taki kalendarz staje się jeszcze fajniejszy a Zuza przy okazji ćwiczy czytanie :)



Las choinkowy w domu jak malowany ;)
Co prawda gdy zrobiłam wszystkie choinki i jeszcze nie miały gwiazdek, Zuza wykrzyknęła :
- Oooo góry Pantei !!!
Gdybyście nie byli zorientowani, są to góry znajdujące się w bajce o kucykach :)

Na koniec zgodnie stwierdziłyśmy, że póki co to choinki a po świętach przerobimy je na czapeczki sylwestrowe :)))

Na koniec, żeby zrekompensować Wam brak zieleni, polecę zielone pesto z rukoli. To pesto jest raczej dla wybrańców - Miłośników Rukoli! Ma bowiem specyficzny smak i jeśli ktoś nie przepada za tą zieleninką, to pesto też mu nie przypadnie do gustu.
Nie wiem jak Wy ale ja mam jej nadmiar, dzięki czemu powstało owe pesto. Robiłam wiele razy pesto z bazylii (pycha!!!), lecz z rukoli pierwszy raz i na pewno nie ostatni!


Składniki (mniej, więcej :) :
- szklanka ciasno upchanej rukoli (bez łodyżek)
-garść uprażonych na suchej patelni orzechów włoskich
-garść uprażonych ziaren słonecznika
-oliwa
-duży ząbek czosnku
-parę liści bazylii
-parmezan
-sól do smaku
-pieprz do smaku

Wszystkie składniki blenderujemy dodając po odrobinie oliwę. Ilość oliwy zależy od gęstości pesto ( ja nie dodaję za dożo, żeby nie było za bardzo tłuste). Doprawiamy według uznania solą i pieprzem i wcinamy posypując jeszcze odrobinką podprażonych ziaren słonecznika :) Pyszne zarówno z makaronem jak i z pieczywem.
Jeśli nie mamy parmezanu, możemy gotowy makaron posypać tartym, żółtym serem. Jeśli nie mamy słonecznika czy orzechów, możemy je zastąpić nerkowcami, czy migdałami. Ogólnie wszelkie eksperymenty są dozwolone :)))

Papultki...
bZuzia


czwartek, 14 listopada 2013

Nałogowa krawcowa

Ups...wydawałoby się, że nałogi są złe... a tym czasem ten uważam za dobry :)
Bo jeśli nałóg relaksuje, jeśli sprawia, że dzięki niemu stworzymy coś pozytywnego a nawet czasem się zdarzy, że miłego dla oka? No i cóż w tym złego!?
No tak, żarty żartami a zima się zbliża nieubłaganie. Zuzia już nie może się bidulka doczekać :) Szczerze przyznam, że już teraz ja też :))) Lubię ten bialusi puch wpadający do nosa.... i te ogromniaste zaspy...czuję się wtedy jeszcze mniejsza niż jestem ...troszkę jak w innym świecie...
Kierowcy pewnie nie podzielają mojej miłości i w pełni ich rozumiem, lecz jeśli dobrze pójdzie to będzie tego dobra raptem dwa (no góra trzy) miesiące i po wszystkim.
Żeby lepiej znosić zimowe chłody, uszyłam narzuto-otulacz. Otulacz wyszedł przypadkiem, ponieważ okazało się, iż jest tak ciepły i mięciutki, że można go tak właśnie traktować. Zuza bardzo się ucieszyła, ponieważ to właśnie jej łóżko dostało ową rzecz.
Mam nadzieję, że i Wam się spodoba :)




 Teraz przy wolnej chwili ćwiczę wycinanie śnieżek, marnie mi to na razie wychodzi. Nie poddaję się jednak, ponieważ śnieżny temat mnie kręci ;) Chciałabym parę ładnych śnieżek powiesić w oknie, więc działam. A no właśnie - śnieżek czy śnieżynek? Nigdy nie pamiętam :)






W domu światła jak na lekarstwo, co skutkuje takimi a nie innymi zdjęciami :(  Wybaczcie!
W rekompensacie bukiecik ostatnich żywych groszków (i nie tylko żywych :), na następne przyjdzie mi trochę poczekać.













































Jak widzicie jawnie się do mojego nałogu przyznaję i całkiem dobrze mi z tym :) A może się ktoś jeszcze zarazi!  :)

Dzisiaj szczególnie chcę pozdrowić wszystkie namiętnie szyjące krawcowe!
Buźki dla Was kochane
bZuzia

piątek, 8 listopada 2013

Słodka dziewczyna


























Zuzię już znacie z wcześniejszych zdjęć! Dziubdziulek  ma 4,5 roku i jest najsłodszą i najzdolniejszą dziewczynką świata :)))
Tak... wiem, wiem, każda matka tak mówi o swoim dziecku. I tak powinno być!

Gdy Zuzia się urodziła miałam ambitny plan - zero różowego! Ha ha ha... nie wiem w jakim świecie wtedy żyłam :)
Różowy (na ten moment) to ulubiony kolor Zuzanny i nie ma co z tym walczyć. Samo jej przejdzie...
Jeśli nie to i tak niczego to nie zmieni, dalej będzie najukochańszym z moich dzieci ;)

Tak więc dla Zuzi i dla mnie powstały ostatnio bamboszki. Mega ciepłe bo uszyte z futerka. Uwielbiam takie szwędaczki gdy zawierucha za oknem a moim stopom jak w niebie.
Bamboszki uszyłam w naszych ulubionych kolorach, dla Zuzy
oczywiście różowe a dla mnie zielone :) Troszkę je do siebie upodobniłam, tak żeby nudno nie było ;)


Wojtka niestety nie obdaruję takimi bamboszami (już kiedyś takie miał) twierdzi, że mu za ciepło w stopy! 
No cóż, my z Zuzią w nocy nie możemy mieć przykrytych stóp! Kołdra na uszach ale stopy odkryte :) 
Ha...każdy ma co lubi!

Jak widzicie Zuzia zapisuje w swoim notesiku własne wiersze i opowiadania. Mimo tego, że umie czytać i pisać po polsku, zdecydowała się tworzyć w języku MAZAŃSKIM !
Kiedyś je pewnie wydamy i zarobimy na tym grubą kasę :)))

Pozdrowienia dla całego narodu Mazańskiego!
bZuzia i Zuzia

sobota, 2 listopada 2013

Najulubieńszy z najulubieńszych!



To kolor zielony nim jest!
Co jakiś czas (chwilowo) podoba mi się kolor ten czy tamten bardziej. Fascynacje sezonowe kolorami trwają, jedne dłużej, inne krócej.
Zielonemu jednak jestem wierna od lat. Ten kolor dla mnie jest ponadczasowy! Szczególnie uwielbiam go w odzieży, jednak gdybym mogła to wszędzie bym nim trąciła :)
Włóczkę w tym kolorze musiałam kupić, bez względu na to czy w ogóle coś z niej powstanie. Samo przez się było to dla mnie zrozumiałe (być może mniej dla mojego męża ;)





Przyszła teraz pora i na nią, powstał z niej ocieplacz na kubek. Takie ocieplacze widziałam na nie jednym blogu i zawsze chciałam taki mieć. No i jest :)
Teraz gdy wychodzę na podwórko, żeby popracować, mogę dłużej popijać ciepłą herbatę czy kawę. Do tej pory zamarzała po pierwszym łyku (co niektórzy wiedzą, że standardowo piję taki kubolek płynu przez pół dnia), teraz przez PARĘ pierwszych łyków herbatka jest gorąca. Co oczywiście bardzo mnie cieszy :)




Ocieplacz zrobiłam na szydełku i koniecznie jak dla mnie musiał mieć denko. Lubię sobie trzymać kubek za spód, więc się nie poparzę.
Teraz potrzebuję jeszcze paru ciepłych dni, żeby dokończyć wszystkie rozpoczęte prace. Niestety znowu
Zuzę rozłożyło :( Czuję się strasznie bezsilna w walce z chorobami. Szczególnie gdy choruje mój mały 
dziubdziulek. Kiedy to się skończy...?




Dobra nie zanudzam Was więcej, idę ogarnąć bałagan ;)
bZuzia

P.S.Wspomnę jeszcze o wyróżnieniu moich zdjęć i plonów ujętych na nich :) (pisałam Wam o tym konkursie). Zdjęcia, które wygrały i te wyróżnione zostały opublikowane w e-magazynie Na Ogrodowej. Gdyby ktoś chciał poczytać to o Tutaj!
Niby nic a jednak cieszy :)