poniedziałek, 15 stycznia 2018

Post kobyła ;)

Witajcie!
Tyle postów ciągle piszę, że zmęczyłam się i nic nie napisałam...;-) Hm, rozumiecie co mam na myśli!?
Od wiosny pustka tu i pajęczyny :)
Chociaż (naprawdę) napisałam parę postów, to potem się przedawniały i nie chciałam ich wrzucać, więc kasowałam.
Tak zleciało całe lato i jesień. 
W Nowym Roku pora tutaj posprzątać, poodkurzać i przewietrzyć.
Ze względu na to, iż długo mnie tu nie było, ten post będzie pocztówką ubiegłego roku, taką skondensowaną :)

Zaczynamy!

Styczeń i luty ubiegłego roku to były śnieżne miesiące. Dlatego oba upłynęły przy podglądaniu dokarmianych ptaków. Nie było ich dużo, w większości sikorki, jednak boje które toczyły były warte obejrzenia :)
Nasz Urszulin w tych miesiącach wyglądał obłędnie, więc spacery rodzinne (włącznie z kotem) były bardzo miłe dla oka.



Marzec!
W ruch poszła wyobraźnia, planowanie, przeglądanie nasion, cebul itd...
Wiosnę było czuć w powietrzu...
Dokładnie 8 marca mój aparat odnotował takie oto zdjęcie :)))))
14 natomiast już takie :)

Koniec marca to już pełno kwiatów i pszczół!
Nie wiadomo było co oglądać, z dnia na dzień rozkwitały nowe kwiaty, a do mnie docierały powoli zielone zamówienia.


Kwiecień!
W kwietniu nastąpił wybuch... kwiatowy wybuch ;)
W tym miesiącu jak i w poprzednim mój kręgosłup wymiękał od ciągłego schylania się i oglądania wszystkiego bardzo dokładnie po sto razy.
Były ciągłe "ochy i achy" nad nowymi roślinkami, ale i nad tymi starszymi ;)
Zakwitały pierwsze tulipany i było naprawdę pięknie!
 

 



Niestety 17 kwietnia przybył do nas duży mróz (było nawet -7) co poskutkowało nie tylko wyłożeniem się wszystkich kwiatów, lecz co ważniejsze wymrożeniem zawiązanych już owoców orzecha włoskiego w naszym sadzie :(
Wystarczył jeden taki duży przymrozek a dla nas to strata całorocznego plonu...
No cóż takie jest życie sadowników.



Maj to jedno wielkie szaleństwo!!!
Obłęd i jakieś kosmiczne wariactwo :)
Maj to zupełnie inna planeta niż np. taki grudzień ;)
Nie ma co bić piany... pamiętacie?
Zobaczcie :)









 Od połowy kwietnia cieszyliśmy się już konkretną ilością truskawek spod foli.. mniam!


W tym miesiącu mieliśmy również zaplanowany wyjazd w okolice Puszczy Białowieskiej. Wyjazd był intensywny i udany. Zwiedziliśmy wiele ciekawych miejsc godnych polecenia, dlatego chyba jeszcze będę musiała do tego wyjazdu kiedyś wrócić i zdać z niego dłuższą relację :)
Teraz tylko migawki z pięknej cerkwi.


Czerwiec przynosi nam trzy małe, kochane kluseczki (jeszcze wtedy nawet nie przypuszczam, że to początki większej ilości klusków :)
Natomiast ziemia daje już cudowne młode roślinki, które zostają przez  nas wprost pożerane.
W pojemnikach i na tak zwanym "polu" - kipi!









Lipiec to kolejny parodniowy wyjazd, przyroda, las i dużo spacerów :)
Na rabatkach zapach lilii i tytoniu - obłędny!
Mimo, że to pełnia lata w powietrzu czuć nieuniknione... 




Sierpień i kolejny wyjazd.
Obżarstwo warzywami z własnego ogrodu sięga zenitu. W tym roku w końcu najadam się moimi karczochami, na myśl o nich już teraz cieknie mi ślinka :)









Wrzesień w tym roku to przede wszystkim GRZYBY!
Jakieś szaleństwo ogarnęło wszystkich na tym punkcie :)
Gdzie nie zajrzałam - grzyby. Z kim nie rozmawiałam - schodziło na grzyby.
Fakt, że to był wyjątkowy rok na nie i faktycznie było warto poszperać po lasach. 
Ja taką zapaloną grzybiarą nie jestem, ale dzięki innym też troszkę ich podjadłam (oczywiście tych jadalnych, a nie takich z moich zdjęć) ;)



Na rabatach kwitnące trawy i zimowity - nadchodzi jesień :(


W październiku niestety już z górki. Zbieranie tego co zostało jeszcze na grządkach, ostatnie bukiety, duuużo liści, piękne zachody i wszechobecne babie lato.










Listopad był dla nas niezapomniany! Przeżyliśmy inwazję kolejnych microkotków...
Z powodu braku doświadczenia przeciągnęliśmy sterylizację Kitki co skutkowało konsekwencjami :)
Na szczęście człowiek się uczy i Kitka więcej kotków mieć nie będzie, ale to co przeżyliśmy to nasze :)))
Było ich tym razem 6 i trzeba było znaleźć każdemu domek. Na szczęście udało się i 5 kotków ma nowe domy a 6-ty został u nas :)
Tym sposobem w naszej rodzince w obecnym momencie (o zgrozo) jest 2 kocice i dwa kocury :)




No i z językiem na brodzie doszłam do grudnia :)
Tutaj to już to co zwykle, pierniczki, święta, choinka...

W tym roku robaczkowe :)





Oraz grzybkowe :)






Koniec! 
Cały rok zamknięty w 80 zdjęciach :)

Taki zwykły, przeciętny rok! Brak większych wzlotów i upadków. 
Mimo wszystko mam nadzieję, że 2018 przyniesie zmiany (te pozytywne), nauczy czegoś nowego, zaniesie w nieznane strony i da posmakować nowych przysmaków, czego sobie i Wam szczerze życzę.

Wszystkiego Najlepszego!

Noworoczna bZuzia :)