czwartek, 10 września 2015

Na gorąco



Właśnie wróciłam z pobliskiej restauracji, gdzie to rodzinnie wybraliśmy się na wypadzik deserowy. Niestety dla nas, gdy dojechaliśmy oboje z Wojtkiem stwierdziliśmy, że może jednak zjemy coś treściwszego. Zuza na szczęście została przy deserze lodowym, czemu swoją drogą się nie dziwię.
Po przewertowaniu menu w tę i z powrotem (wielokrotnie), Wojtek zamówił placek ziemniaczany z mięsiwem i warzywami na ostro, ja natomiast nie mogłam się zdecydować między sałatką z wędzonego łososia, a warzywną tartą. Sumarycznie padło na tartę. 
Upewniłam się jeszcze, że tarta nie jest mrożona tylko świeża, a Pani uprzedziła o dłuższym czasie oczekiwania ponieważ tartę trzeba zapiec. Zrozumiałe są dla mnie takie rzeczy, więc po przytaknięciu cierpliwie czekaliśmy na nasze pyszności.
To co zobaczyłam na stole po 20 minutach, naprawdę mnie zatkało... w głowie (autentycznie!) sto myśli, czy Wojtek coś takiego zamówił? Bo przecież nie ja!?
Na stole stanęło małe naczynie do zapiekania z którego niemalże wysypywały się marchewki, kalafior i inne warzywne cuda...Wszystko było skąpane w sosie i jakby jeszcze było mało obok pełna sosjerka sosu grzybowego (chyba, przynajmniej tak wyglądał). 
Brakowało tylko jednego... CIASTA! 
O zgrozo, o co chodzi myślę, może zamówiłam coś innego? Może Pani pomyliła dania? W panice pomyślałam nawet, że może ciasto jest pod spodem!? 
Chwyciłam za widelec i ostro zaczęłam szukać choćby najmniejszego śladu po cieście... na nic to się zdało... nigdy go tam nie było. No chyba, że ktoś złośliwy wyjadł je po drodze ( Pani nie podejrzewam!).
Zupełnie zbaraniałam...
Ku niezadowoleniu Wojtka, poszłam do Pani wyjaśnić kwestię zamówienia. Z przepraszającą miną, zapytałam czy to na pewno moja tarta. Pani zdziwiona przytaknęła, na co ja zapytałam gdzie jest główny składnik tarty - ciasto. Pani z jeszcze większym zdziwieniem odpowiedziała, że już od dawna nie robią na cieście....
No i tutaj zęby posypały się na podłogę z otwartej mojej buzi...Zabrakło mi  ( z zaskoczenia) języka w buzi, bo teraz sobie myślę, ileż to ja szczegółów mogłam się jeszcze dowiedzieć. Dlaczego tak, czy to decyzja kucharza, czy klienci nie chcieli ciasta, a może jeszcze jakaś inna zawiła historia... Pozostaje mi tylko teraz samej się zastanawiać co i jak :(

"TARTY" oczywiście nie przyjęłam, zamówiłam sałatkę z łososia. Swoją drogą, później trochę żałowałam, bo może te gotowane warzywa w sosie były by bardziej zjadliwe!?

Ja nie jestem Magdą Gessler, jednak podejrzewam, że kucharz w owej "restauracji" nie był Top Szefem i nie przygotował tej tarty tak, że nie można jej było rozpoznać. Świadczył o tym również niezjadliwy placek Wojtka, a wierzcie mi, że on jest baaardzo tolerancyjny w tych sprawach, więc musiało być naprawdę źle :)

No i teraz moją głowę pogrąża tysiące myśli, że naprawdę w mojej okolicy nie można SMACZNIE zjeść. Lokal o którym mowa, postawił na ilość a nie na jakość. Czy ludziom wystarczy tona jedzenia na talerzu i już jest git? Przerażające! Bo mnie osobiście to wręcz zniechęca. 

Jedno jest pewne, tarty muszę robić sama :)


Korzystając z tematu, pochwalę się pysznymi drożdżówkami pełnoziarnistymi. Nie myślałam, że takowe mogą być, bo nigdy takich w sprzedaży nie widziałam. Czego to jednak człowiek nie wymyśli z braku laku, a dosłowniej z braku mąki pszennej. 
Na początku miała być mała domieszka pełnoziarnistej, ale w sumie wyszło 3 do 1. Obawa była, że nie wyrosną, albo będą zakalcowate bo pewnie w takim przypadku wszystkie proporcje przydałoby się zmienić. Wyszły jednak przepyszne a obawa, że Zuzka może nie chcieć takich była durna :) Zuza zajadała aż jej się uszy trzęsły. Nie wiem, może jej tam w szkole coś nagadali o zdrowym jedzeniu... ;)
Tak czy siak cieszę się, że ja za pieniądze nikomu nie gotuję, robię to z czystej przyjemności :)

Może trochę przydługo dzisiaj, lecz terapeutycznie dla mnie :)))
Dzięki Wam serdeczne za "wysłuchanie". Mam nadzieję, że nie przyślecie mi za to rachunków ;)


Buziaków tysiące
bZuzia

P.S. Powoli się rozkręcam i powracam... już niedługo...

12 komentarzy:

  1. Kochana, to wynika na to, że dostałaś tartę bez tarty... A może niedoczytałaś się i to były tarte warzywa? hihi!
    Przypomniało mi się teraz pewne zdarzenie z przed wielu lat w Polsce. Pojechaliśmy jak zwykle latem na urlop na Mazury.Z racji że byliśmy głodni i chcieliśmy zjeść coś w jakimś przyzwoitym lokalu z moją przyjaciółką (i jeszcze jej przyjaciółką), wybór padł na jakąś tam nową chińską restaurację w mieście. Dość miłe azjatyckie klimaty w środku i ... karta menu! Otwieram. I co tam widzę? Jadłospis: schabowy, frytki i brokuły z wody... Oczy wywaliłam. Ja chińszczyznę bardzo lubię, ale absolutnie NIC co znajdowało się na liście nie było typową potrawą chińską. Ba! Nawet Chińczyka ten lokal chyba w życiu nie widział... Nie dyskutowałam z kelnerką, ale nie mogliśmy się przy stole powstrzymać od chichotów i komentarzy... Pewnie pani kelnerka nie raz łypnęła na nas z politowaniem - co za wieśniactwo przychodzi.... ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Acha!
      Dinslaken nie jest aż tak daleko ode mnie...
      Podpadłaś Dorotce na całej linii... Trzeba się było do mnie odezwać.
      Zastanowię się jeszcze, czy się na Ciebie obrazić, czy nie...

      Usuń
    2. Oj, znam ja również takie lokale. Już sama nie wiem czy ja z wiekiem robię się bardziej wymagająca, czy jest coś na rzeczy z tym jedzeniem. Martwi mnie tylko to, że w tej restauracji o której piszę, są zawsze ludzie, co naprawdę zadziwia. Jedliśmy tam wiele razy i nigdy nie byliśmy zadowoleni, zawsze było coś nie tak. Jednak dosyć tych szans, miarka się przebrała i trzeba poszukać innego lokalu. Niestety w okolicy jest ich zaledwie parę i wszystkie na tym samym poziomie. Nie rozumiem o co chodzi? Czy ludziom naprawdę jest obojętne jak jedzą i co?

      Dorotko Kochana! Myślę, że z czasem zapomnisz o tym nietakcie z mojej strony...
      Jeszcze kiedyś może będzie nam dane umówić się w jakimś fajnym lokalu na chińszczyznę ;)

      Usuń
  2. Nareszcie! Straaaaaaasznie długo cie tu nie było.
    Ach, gdyby mi ktoś taka drożdżówkę podał na śniadanie. Mniam.
    Z jedzeniem to u nas bywa faktycznie kiepskawo. W dużych miastach można coś jeszcze wybrać, ale jak się np. wyjedzie gdzieś w trasę, to po drodze bardzo ciężko coś pysznego zjeść. Jest jakieś takie powszechne przekonanie, że musi być dużo i obficie. Dba sie o wystrój lokalu, ale już samo jedzenie, smaki i aromaty odchodzą na dalszy plan. Czasami dużo dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W stosunku do wieczności to dosłownie chwilkę ;)

      Na trasie jest dokładnie tak jak piszesz. Strach stanąć i coś zjeść, bo można to przypłacić bólem brzucha. Najgorszy jest jednak totalny brak smaku. Nie raz dyskutowaliśmy z Wojtkiem o kucharzach w takich miejscach, że gdyby byli dobrzy to pewnie znaleźli by pracę w fajniejszym lokalu niż przy drodze. Nie mniej jednak czasem się zdarzy jakaś perełka, która z zewnątrz nie powala, a dania potrafią być pyszne i aromatyczne. Pocieszam się takimi własnymi doświadczeniami :)

      Usuń
  3. Och, fajnie, że wreszcie jesteś! Czytałam, czytałam i myślałam, że polecisz jakąś ekstra knajpkę a tu jedzeniowa porażka :-( Cóż moja Droga widać nie ma co szukać po okolicy jak ty w domu takie cudeńka produkujesz :-) Aż mi ślinka pociekła. Lecę jutro po śliwki a teraz do łazienki bo zaraz do pracy ... hi, hi, hi
    Buziaki Małgoś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrząsnęłaś mną odrobinkę ;)
      W domku mogę w kuchni poszaleć, ale nie jestem profesjonalnym kucharzem, a lubię coś podejrzeć, nauczyć się...
      Szkoda, że teraz programy kulinarne w telewizji podają więcej smaku niż dania w restauracji. Może jak tak ludzie się na oglądają to zaczną w końcu wymagać i coś się zmieni. Ale to jeszcze chyba daleka droga!
      Papultki i miłego weekendu :))

      Usuń
  4. Ale mi narobiłaś smaka tymi słodkościami, aż ślinka cieknie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem na maxa słodka ;) Kiedyś postanowiłam "rzucić" słodycze... udało mi się wytrzymać dwa dni :) Jestem z siebie dumna i już więcej nie będę próbowała :)))

      Usuń
  5. Przykre, że prowadząc restaurację ludzie nie starają się, żeby klient do niej chciał wrócić. Ale widocznie niektórym osobom to nie przeszkadza i tak jak piszesz, nie ważne co, byle talerz był pełen :)
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  6. I'm glad you're here again! Prepare great biscuits! I love cake with plums! Thank you for your lovely comment on my blog! I'm glad you're a fan of basil. And I have several.
    Unpleasant surprise you had in the restaurant! Outrageous is this story ..... Then do not you be funny, but now? See, there's probably some new kinds of cakes - liquid or semi-liquid or bulk .... :) Just we, the customers do not know what a cake!

    OdpowiedzUsuń
  7. No wreszcie ! Gdzieś Ty tyle była kobieto !!!!!?????? Czyżby przygoda z tarta bez tarty Ci mowę odebrała ns tak długo !?

    OdpowiedzUsuń