niedziela, 27 lipca 2014

Przyjaciel czy wróg?

Właściwie w mojej obecnej sytuacji odpowiedź powinna być jedna - wróg!
Lecz przez gardło na pewno by mi to nie przeszło :)



Zaczynając od początku....
W ubiegłym roku zrobiłam 6 szt. poidełek dla pszczół. Zrobiłam je z puszek po karmie dla kota, rozcinając, zaginając brzegi, po czym całość malując białą farbą (teraz wiem, że malowanie było zupełnie niepotrzebne).
Docięłam do tego zakupione kiedyś do czegoś patyczki, po czym przybiłam poidełka za pomocą gwoździ z szerokim łebkiem do patyczków. Sprawdziłam, że nic nie przecieka i zadowolona umieściłam je w różnych miejscach na moich rabatkach kwiatowych.
Niestety pszczoły w ubiegłym roku sobie z nich nie skorzystały ponieważ nastały chłody i jesień je przegoniła z moich rabat.
W tym roku poidełka były jak znalazł. Troszkę sfatygowane po przebytej zimie, lecz na szczęście pszczołom to zupełnie nie przeszkadzało :)
Lgną do poidełek w ilościach zatrważających z czego oczywiście bardzo się cieszę.




I tutaj historia mogła by się zakończyć... lecz jest ciąg dalszy...
Wczoraj w tunelu foliowym podwiązując papryki zostałam przypadkowo użądlona przez pszczołę. Nieszczęśliwie padło na serdeczny palec prawej ręki, więc od razu zaczęłam zdejmować z niego obrączkę wiedząc co nastąpi potem. Jeszcze wczoraj spuchły mi konkretnie dwa palce, a dzisiaj jest już spuchnięta cała dłoń i zaczyna mnie już swędzieć wyżej. Swędzenie jest po prostu nie do wytrzymania i naprawdę nie ręczę za siebie czy nie zrobię przez to czegoś nieobliczalnego.
Jeśli do jutra opuchlizna będzie się powiększać a ja np. nie odgryzę sobie ręki to pewnie wyląduję na pogotowiu. Mam nadzieję jednak, że jutro będzie lepiej, a za parę dni nie będzie śladu po całym zdarzeniu:)



Chyba jednak ten incydent nie wpłynie ujemnie na moje relacje z pszczołami. Niestety z marzeniami o ulach chyba muszę się pożegnać :( A szkoda bo ostatnio strasznie mi to chodziło po głowie...

Uffff... lewa ręka daje radę w pisaniu na klawiaturze z resztą czynności jest troszkę gorzej  :)))

Buziaki ślę
bZuzia

czwartek, 24 lipca 2014

Ostatnim rzutem

Mało czasu na "komputerowanie" ale skoro słowo się rzekło to musiałam chwilkę znaleźć.
Otóż u Agi.Felice dowiedziałam się o kolorowym konkursie na jednym z blogów, a dokładnie tutaj
Zawsze lubię oglądać nadsyłane zdjęcia do tego typu konkursów. Tym razem sama postanowiłam się pobawić w tę uroczą zabawę.
Tematem zdjęć jest kolor żółty :)
Trudno było się zdecydować na jakieś zdjęcie bo ani żadne nie jest wyjątkowe, ani tym bardziej wybitne. Na szczęście nie o to chodzi i w tym cały urok :)
Zdjęcia można wysyłać tylko do piątku, więc musiałam się sprężyć i dopełnić formalności.
A oto zdjęcie które zgłaszam do konkursu :)
                                                      
                                                                Poobiednia "Maja" :)


Ostatnio sporo było o kwiatach, więc tym razem dla równowagi będzie o warzywach :)
Rokrocznie w moich zagonkach bardzo malutkich, staram się wścibić jakieś warzywne nowości. Czasem niektóre trafiają w mój gust i zostają na kolejne lata, czasem jednak jest to spotkanie jednorazowe.
W tym roku również mam parę nowości (jak dla mnie) tym bardziej, że jestem uczestniczką Zielonego Kącika Badawczego gdzie testuję angielskie nasionka.
Z kącika trafiły do mnie:

 Purpurowa marchew odm. 'Purple Haze',
 Brokuły szparagowe 'Purple Sprouting Early'
 Dynia niebieska 'Marina di Choggia'
Marchewka już jest zjadana i z moich obserwacji od "zwykłej marchewki" różni się tylko kolorem.
Natomiast na dynię i brokuł jeszcze chwilkę muszę poczekać.

Oprócz testowych warzyw w tym roku mam okazję sprawdzić jeszcze uprawę:

Kolendra (która raczej ze mną nie zostanie)
Jarmuż (który jest z nami już drugi rok)
Trawa cytrynowa ( już mi się podoba :)
Fenkuł (w tym roku mi nie wyszedł bo za szybko zakwitł, ale chyba dam mu szansę w przyszłym roku)
Karczochy (mam nadzieję, że przetrwają zimę)
Skorzonera (z którą koniecznie jeszcze muszę poeksperymentować, i którą specjalnie zostawiłam do zakwitnięcia ponieważ nigdzie w internecie nie mogłam zobaczyć jak wyglądają jej kwiaty)
Bakłażany (na które chyba najbardziej nie mogę się doczekać)
Melony (których jestem bardzo ciekawa)
Arbuzy (które miałam w ubiegłym roku i już corocznie z nami będą)
Stewia ( oczekiwania względem niej są spore, zobaczymy czy je spełni)
Oczywiście mam jeszcze sporo innych "zwykłych " warzyw, bez których nie wyobrażam sobie normalnego funkcjonowania na wsi. Powiem szczerze, że ni jak nie rozumiem ludzi mających odrobinę ziemi i siejących tam trawę, a kupujących warzywa w sklepie. Toż to sama przyjemność coś sobie uprawiać :)

Jak dla mnie czas letni na wsi jest rajem i tego się będę trzymała :)))
 
Pozdrowienia z "Raju" 
bZuzia

wtorek, 15 lipca 2014

Kiecka na oknie



Łooo mamusiu, jaaaki żar...!!!

Pada deszcz - źle, przypieka słońcem - źle... pani pogoda ma się z nami :)
Ale ja tam mimo wszystko cieszę się, że w końcu jest to żarzące lato. Szczególnie, że ostatnio mieliśmy przez parę dni tylko deszcz, przez co moje groszki nieomal wszystkie się w nim rozpłynęły. Daliśmy jednak radę i teraz cieszymy się z zalewającego nas słońca :)

Zuzia Moja Kochana na wyjeździe wakacyjnym u Cioteczki, więc ja mam labę na całego. Tęsknię, że aż mnie w dołku ściska ale "twardym trza być, nie mientkim" ;) Niech no dziewczyna w spokoju sobie wakacjuje, ja w tym czasie chwytam się wszystkiego po trochu, żeby czas bez córci sobie umilić.



Strasznie nie lubię gdy coś dostaję i od razu tego nie wykorzystam. Zalega mi to potem gdzieś, albo przewala się z kąta w kąt. Dlatego gdy dostałam parę dni temu od siostry spódnicę to od razu musiały powstać z niej zazdrostki do kuchni :)
Tak, tak, dobrze przeczytałyście - zazdrostki zrobione ze spódnicy :) A czemu by niby nie? Nie widzę przeciwwskazań.
Od razu jak zobaczyłam tę spódnicę to widziałam w niej moje zazdrostki, a że siostra przychyliła się do mojej wizji to nie trzeba było długo na nie czekać. Ja mam wersję na górze, bo lubię widzieć co tam się za oknem dzieje, ale nigdzie nie jest napisane, że to się za parę dni nie zmieni :) Może wylądują na dole szyb, albo powstaną z nich podkładki na stół ;)
Wszystko się zdarzyć może...




























Nie wysiliłam się tym razem ze zdjęciami owej kiecki - wybaczcie, jakby co to wszystko zrzucam na ten żar ;)
No bo co będę się głupio tłumaczyła, że zdjęcia okna nie umiem zrobić, nie umiem ale się nauczę i już.
Jak będę Wam pokazywała najbliższe zasłony (mam nadzieję) to już zdjęcia będą picuś- glancuś :)))
             





















Lilie zawładnęły moim sercem i mimo tego, że mam ich tylko parę to już wertuję katalogi bo wiem, że na pewno będą następne.
Gdy wychodzę na podwórko to zamieniam się w pszczołę i krążę koło nich i niucham.... I wierzcie mi, że gdyby nie "życie" i niewygodne ich umiejscowienie, to mogłabym się w nich położyć i leżeć w tej błogości przez pół dnia ;)
Nie ma tak dobrze niestety (albo na szczęście) i trzeba działać.
Pokój Zuzy czeka na przemalowanie. Zmykam więc do zrywania tapety bo wrzesień mnie zastanie z tą pracą ;)

Buziaki 
bZuzia

niedziela, 6 lipca 2014

Inna a jednak ta sama

Ponoć kobieta ma wiele twarzy... nie wiem, nie znam się, ale jeśli to prawda to ja na pewno jestem kobietą ;)


Jednak należę do kobiet, które ani nie są fotogeniczne, ani nie przepadają za oglądaniem swojej podobizny. Czy to na zdjęciach, czy na filmikach, jakaś taka ta Gośka dziwna... i obca...
No i co począć gdy chcę pokazać Wam np. bluzkę, którą przerobiłam? No przydałoby się w tę bluzkę ubrać i zrobić zdjęcie... bleeee
Nie da rady, to nie dla mnie. Żeby jednak bluzkę ze śliniaczkiem Wam pokazać (i żeby ona nie leżała na łóżku), postanowiłam zrobić Gośkę - lepszy model :)

Nijak ta Gośka nie ma się do mnie bo ani włos nie taki (chociaż Zuzia zawsze mnie maluje z czerwonymi), ani usteczek tak zgrabnych nie mam, no i zarostu na brodzie zdecydowanie mi brakuje :) Jednak jakaś Ci ona taka też trochę z wyglądu zołzowata :)))
Zresztą, oceńcie sami...


Bluzka ta co to Wam o niej chciałam zagaić, to ulubiona elastyczna bluzeczka. Jednak dzięki teściowej, która to obdarowała mnie a'la irchą, bluzeczka nabrała kolorów. Otóż wycięłam z owej irchy śliniaczko-żabocik. To tu, to tam powycinałam w nim otworki i przymocowałam za pomocą guzików. 
Żeby śliniaczek nie czuł się samotny, doszyłam mu jeszcze torebeczkę na długim pasku. Co prawda nieomal jej nie wyrzuciłam w trakcie szycia, tak tragicznie się szyje tę irchę, ale jakimś cudem jednak udało mi się ją skończyć. Do ideału jej naprawdę bardzo daleko ale tak, czy siak jest z czego się cieszyć.



























Gdzie to ja takie kwiatowe kobietki widziałam - nie wiem. Gdzieś u Was przecież. Mam nadzieję, że ten u kogo one są, sam się ujawni.
Wtedy na pewno podlinkuję :)


























Z irchą temat jeszcze nie jest wyczerpany, bo na podobnej zasadzie muszę jeszcze zrobić w innej bluzce naramienniki. Jeśli powstaną to na pewno je ujrzycie :)

Wirtualne uściski dla Was
bZuzia