poniedziałek, 26 maja 2014

Czasem jedno mrugnięcie okiem zmienia czyjeś całe życie...



Wystarczy jedna sekunda, żeby świat przewrócił się do góry nogami. 
Potem już nigdy nie jest tak samo jak było. Ten ułamek sekundy może bardzo wiele namieszać.
Nasze życie jest tak kruche, że czasem warto o tym pamiętać i starać się tak żyć aby później niczego nie żałować...


Dawno mnie tutaj nie było, brakowało mi chęci do pisania i czytania... za co przepraszam. Bardzo lubię mikro rozmówki z Wami pod moimi wpisami, ale i na to zabrakło mi sił.
Postaram się jednak nadrobić zaległości :)
Róbcie więc dla mnie herbatkę bo niedługo na pewno Was odwiedzę i posprawdzam co też u Was słuchać ;)


Tym czasem dajcie mi jeszcze małą chwilkę na regenerację, a na pewno wrócę ze zdwojoną siłą. Na razie musicie się zadowolić paroma kwiatkami z mojego ogrodu :)


Serdeczności dla Was kochani
bZuzia

wtorek, 13 maja 2014

W ślimaczym tempie...


Gdy rano wstaję to rzeczywiście czuję się jak ogromny ślimak... i nie mam na myśli tutaj, że niby jestem oślizgła.... tylko, że poruszam się w wielkim spowolnieniu ;)
Moje trybiki wolno się rozkręcają i dopiero koło południa działam już na pełnych obrotach. Oczywiście codziennie spinam pośladki i walczę sama ze sobą bo Zuza do szkoły jeździ autobusem szkolnym, który nawet sekundy na nas nie zaczeka (wypraktykowane!). 
Rano jestem szlafrokowym ślimakiem, który półprzytomny wkłada cukiernicę do lodówki, a mleko do szafki itp, itd... Innych porannych ekscesów nie będę opowiadała bo to dla mnie i dla moich domowników traumatyczne przeżycia :)


Od paru dni w naszym domostwie (a dokładniej w piaskownicy) pojawił się nowy pupilek Zuzi, a jest nim ślimak :)
Przytargała go z przed szkoły i dzielnie się nim opiekuje. Wybaczcie, że nie pamiętam jej imienia (Zuza WIE, że to ona!) ale z pamięcią z dnia na dzień gorzej...
Tak czy siak jest, i trochę mnie to martwi, no bo jak ich zacznie być więcej to jeszcze się rzucą na moje warzywka, a to by było straszne. Nie wiem czy oby zawczasu się "jej" nie pozbyć, że niby sobie poszła albo ją kosmici porwali... Już sama nie wiem co będzie lepsze. Radźcie jeśli macie jakiś pomysł lub praktykę w podobnym temacie :)

Od obślizgłego tematu daleko niestety nie odejdę, bo nie wiem jak u Was, ale u nas pada... ciągle pada...
Wiadomo, że nie tylko dzieci się w domu nudzą gdy pada, ja też szukam sobie zajęcia.
Niby tysiąc rzeczy do zrobienia i sterta prania jakoś się ostatnio powiększyła ale gdy pada to ciało odmawia posłuszeństwa. Wiele pomysłów w głowie ale reszta ciała mówi "nie teraz"...
Dlatego żeby żyć w zgodzie ze sobą i ze swoją skorupą, znowu włączam spowolniony bieg ;)
 
Najlepsze na taką pogodę jest leniwe, kuchenne pichcenie.
I z takiego oto założenia wychodząc, krzątam się po kuchni i wymyślam :)

Na obiadek dzisiaj serwuję makaron carbonara ze szparagami.
Oto skrócony przepis:

* makaron (w moim przypadku z dodatkiem lubczyku)

* pół piersi z kurczaka
* parę suszonych pomidorów z oliwy
* 2 jaja
* pół kubka śmietany
* garść startego żółtego sera lub parmezanu
* parę szparagów
* gałka muszkatałowa, sól, pieprz - do smaku
* świeże zioła (u mnie jest to natka pietruszki)

1.Ugotować al dente szparagi i pokroić w niewielkie 2-3 cm kawałki ( ja szparagi gotuję na parze).
2.Na patelni podsmażyć pokrojoną na kawałki pierś (można przyprawić przyprawą do kurczaka-delikatnie!!!).
3.Odcedzić z oliwy suszone pomidory i pokroić w cieniutkie paseczki.
4.Ugotować makaron, odcedzić i dać z powrotem do garnka.
5.Rozmącić w misce jajka ze śmietaną, serem i przyprawami po czym dodać do makaronu.
6. Ddodać szparagi i podgrzewać na bardzo małym ogniu około minuty, ciągle mieszając aby gęstniejący sos oblepił cały makaron.
7.Wyłożyć makaron na talerz, na wierzch ułożyć kawałki kurczaka i suszone pomidory. Przybrać świeżymi ziołami. Całość posypać grubo mielonym pieprzem.

Odgrzewany raczej nie smakuje (smakuje, smakuje - przypis korektora), więc radzę zrobić i zjeść :)
























Oj... idę wypić kolejną kawę bo od tego deszczu ciśnienie mi spadło do poziomu skarpetek..

Pozdrowionka dla wszystkich makaronożerców
bZuzia

piątek, 2 maja 2014

Bob & Hipolit



Jak ja uwielbiam garaż mojego męża!
Bałagan tam nie z tej ziemi, nawet nie mam pojęcia jak on tam cokolwiek znajduje (może po zapachu ;).
Tyle fajnych rzeczy tam ma… śrubki, nakrętki,  gwoździki… i nawet nie ważne, że gdy coś z tego nazwę to i tak zawsze źle (tak jakby on nie mylił zasłon z firanami ;}
Najlepiej to mi się tam myszkuje gdy go nie ma w domu, wtedy to i mi ten garażowy bałagan nie przeszkadza i zawsze wynajdę coś dla siebie.
Szkoda, że teraz gdy coś mu zginie, to już będzie wiedział komu do rączek się to przykleiło ;)


Tym razem znalazłam (przyrzekam , zupełnie przypadkowo), gwoździki wprost proszące o przygarnięcie. Ja serce mam dobre (mimo wrodzonej wredoty), więc zlitowałam się nad nimi, coby nie rdzewiały gdzieś w zapomnianej puszce.



Los chciał, że właśnie "rodzili się" Bob i Hipolit  (Bob to ten większy i z ładniejszym noskiem), i gwoździki pasowały do nich idealnie.
Oczywiście, nie obraziliby się gdyby czapeczki na ich główkach były z gumką, ale że to dwaj indywidualiści to z gumką było im nie po drodze.
Szczególnie, że dzięki gwoździkom to i jakieś włoski z pod czapeczek wychodzą. 
Nie mam nic do łysych. Ba! Nawet powiedziałabym, że darzę łysoli  wieeeelką sympatią, lecz jeszcze przed poczęciem wiadomo było, że Bob i Hipolit będą mieli włosy… co zrobić!




Na szczęście wszystko się dobrze skończyło a Bobek i Hipek mają się świetnie.
Kto wie może jeszcze będą mieli rodzeństwo… ;)


Lupkowe zdjęcia za sprawą Zuzi, która dostała małą lupę za wzorową wizytę u stomatologa :)
Teraz jest wszystko pod lupą ;)

Buziaki dla wszystkich Bobów i Hipolitów
bZuzia

P.S. No i oczywiście całuski dla mojego męża za gwoździki :)))